Jeszcze do mnie nie dociera, że to zrobiłam… Zauważyłam że mam w około siebie trzy rodzaje ludzi: dla nich ten wyczyn robi wrażenie WOW, dla innych to nic wielkiego bo sami osiągają wiele w swoim życiu – głównie sportowcy, zaś trzecia grupa udaje, że nic się nie wydarzyło. Są to osoby nie zależnie jak blisko są w moim życiu. Każde wydarzenie obrazuje nam jakie osoby mamy wkoło siebie 😊 Szczególnie, że odnoszę wrażenie, że Przyjaciół poznajemy w naszym życiu, gdy dotykają nas porażki, ale tak jak odnosimy sukcesy.
Dla mnie ukończenie królewskiego dystansu – 42 195 metrów było ogromnym wyjściem ze strefy komfortu, sprawdzianem mojej wytrzymałości nie tylko fizycznej, ale i psychicznej. Zdałam sobie sprawę, że w zasadzie mogę wszystko, że największą barierą jesteśmy my sami, zawsze znajdując wymówkę czy usprawiedliwienie, żeby nie osiągać swoich celów, a co gorsza nawet ich sobie nie wyznaczać!
Maraton były przede wszystkim marzeniem – które spełniłam! W myśl zasady, że marzenie się nie spełniają, marzenia się spełnia.
Cel był prosty – dobiec do mety, dodatkowy atut to ukończenie go w czasie 4:30. Połowę dystansu biegłam równo, w bardzo fajnej grupie za PACE MAKEREM, jednakże od około 17 km narastała silna potrzebna toalety. Mimo, że punkty są co 2,5 kilometra z napojami, przekąskami i toy-toyami to na każdym postoju były wręcz kolejki do toalety. Myślałam, że wytrzymam, że może to minie, ale finalnie na 25 kilometrze spędziłam kilka dobrych minut w toalecie. I niestety… wpadłam w grupę tzw. „zamulaczy” – biegaczy którzy stanowczo nie liczą na żaden wyniki, bardzo często idą, no i mnie to dopadło. Jak znajoma wspomniała, że jak inni biegacze idą to jest frustrujące, nie wiedziałam o co chodzi, ale teraz już wiem i zgadzam się z tym. W sumie pewnie jakby podliczyć to i ja z 2 km przeszłam, mając ciągle w głowie obawę, że może mnie „odciąć”. Widziałam takie sceny u bardzo młodych osób, dosłownie powalało ich i wyglądało to dość strasznie.
Wbiegając na metę miałam świadomość, że mogłam mocniej docisnąć końcówkę, ale ciągle mam w głowie myśl, że może zabraknąć sił na dotarcie do mety. Tego obawiam się najbardziej.
Za metą, moja wspaniała ekipa czekała na mnie: Mąż, Szymon, Nela spała na rękach Kuby, Ola, Ula, Robert i ich syn Antoś. Nie dostałam od razu medalu, trzeba było przejść z 200 metrów ciągle wzdłuż barierek, jednakże wzięłam na przytulaska Szymonka i szedł ten dystans ze mną za rękę. Miał na szyi medal – Kuba mu wziął, również i dla Neli jakby się kłócili o mój – w końcu był jeden 🙂 Gdy zdejmowałam spodenki miałam do połowy ud linie dzielącą moją nogę na jasną i ciemną. Byłam pewna, że to kurz z biegu, w domu okazało się, że to opalenizna. Muszę dodać, że rano było około 5C i jadąc byłam naprawdę w różnych stanach emocjonalnych. Dodatkowo dostałam od mojej Siostry z wyboru – Uli bransoletkę Lilolu z dystansem 42,195 metrów.
Tym razem zbierałam pieniądze również dla Fundacji Wcześniak, udało się zebrać 1080 zł. Każda kwota jest dla mnie ważna, chce zwrócić to dobro jakie otrzymałam.
Ale! Wracając do dnia wcześniej – soboty!
Gdy całą rodziną pojechaliśmy po odbiór pakietu do PKiN popołudniem towarzyszyło mi tyle emocji, w tym przede wszystkim obawa czy dam radę, jakaś presja którą sama sobie narzuciłam żeby skończyć… Atmosfera genialna, darmowe posiłki od sponsora Nice to Fit You, przywitanie się na stoisku z Fundacją dla której biegnę – pamiętali mnie po Półmaratonie Warszawskim z marca 2024! To było mega urocze i dostałam przepiękny prezent w ramach podziękowania – metalowy wieszak na medale z moim imieniem, wzruszyłam się…
W dodatku spotkałam na stoisku Pana Skarżyńskiego – słyszałam o jego książce i jego postaci od dużo bardziej doświadczonych biegaczy na biegach w lesie. Od razu podeszłam, kupiłam dwie książki i poprosiłam o dedykacje, zrobiliśmy sobie zdjęcie. Nie dowierzałam, że udało mi się spotkać jednego z najsłynniejszych Maratończyków w historii polskiego maratonu! Szok! Moja radość bezcenna!
Wracając pociągiem do Grodziska Mazowieckiego – siedziałam i płakałam. Tyle emocji mi towarzyszyło przez ostatnie dni – praca, dzieci, no i co najważniejsze ekscytacja związana ze startem.
Ból związany z wysiłkiem trwał tak naprawdę 2 dni, później już było tylko z górki.
Obecny mój cel – korona polskich maratonów w jeden rok. Bądźcie ze mną!
Maraton Warszawski 29.09.2024, czas 4:48 min, dystans 42 195 metrów.